Witam
Od pewnego czasu Astra G 1.7 DTI zaczęła się dusić, szarpać, co za tym idzie - dymić na biało( zasłona dymna)... czasem chwilę, nieraz parę km - nieraz nawet strzeliło w wydech.., po czym jak gdyby nigdy nic ustawało i po kilkudziesięciu km znowu się powtarzało. Problem ten nie występował cały czas. Ot jak jak jej się uwidziało. Nieraz parę dni był spokój, nieraz kilka razy w ciągu dnia...
Zaprowadziłem samochód do mechanika, pierwsza diagnoza wtryskiwacze. No więc mechanik wymontował wtryskwiacze, oddał do sprawdzenia. Za 2 dni pojechałem odebrać samochód - niby coś tam porobil, wszystkie wtryskiwacze były regulowane i ustawione jednakowo - ksozt w sumie 550zł. Jednak to nie rozwiązało problemu, po przejechaniu w sumie kilkudziesięciu km objawy te same jak sprzed naprawy... Pojechałem więc drugi raz. Kolejna diagnoza UPG. Niby by się zgadzało. Po otwarciu korka płynu, na wierczchu była piana, ścianki boczne zbiorniczka upaprane w mazi - w płynie były ślady oleju. Po zrzuceniu głowicy oddał do planowania i sprawdzenia. Okazało się, że głowica była tak zniszczona, że nie nadawała się do naprawy... No więc zapropronowano mi zakup "nowej" regenerowanej głowicy. Koszt 1200 zł. Po tym zabiegu auto miało śmigać... Zgodziłem się, a "starą" głowice wziąłem spowrotem, wałki rozrządu przełożone do regenerowanej. Przy okazji wymieniony był również pasek rozrządu, uszczelniacz wałka rozrządu, parę innych dupereli, oczywiście sama uszczelka UPG i pokrywy zaworów, olej, filtr oleju, płukanie i wymiana płyny chlodniczego, filtr paliwa oraz niby wszystko inne było sprawdzone. Jako, że postanowiłem już zrobić wszystko w tym samochodzie, zostały wymienione równieź sworznie, bo były luzy oraz łączniki stabilizatora. Za całą tą imprezę zapłaciłem 2500 zł. W sumie z wcześniejszymi wtryskiwaczami wpakowałem w to auto 3.000 zł... Nie wiem, czy lepiej nie było już kupić nowego silniia...
W końcu nadszedł dzień odbioru samochodu. Na pytanie czy wszystko zostało zrobione jak należy i czy to będzie jeździć padło twierdzące tak. Pojechałem więc na jazdę próbną. Zrobiłem około 10km i wszystko było OK. Silnik odpalił na strzała, lepsza kultura pracy, więc pomyślałem, że na jakiś czas będę miał spokój. Nic bardziej mylnego... Do domu dojechałem bez problemu. Następnie postanowiłem wybrać się na przejażdzkę. Po około 20km ZNOWU TO SAMO... Tak się zaczął dusić, że za mną poza chmurą białego dymu nic nie było widać// Musiałem zjechać na poboczę, zgasić silnik, bo nie dało się jechać... Po paru minutach odpaliłem ponownie. Zapalił bez problemu, silnik pracował dobrze, udałem się w podróż powrotną do domu... W tym czasie nic się dało. Silnik się nie zająknął... nie mam już siły do tego samochodu i do ludzi którzy go naprawili...Czy to możliwe, żę to pozostałości wody się wypalają Pojeździć jescze trochę
Czy reklamować...
P.S.
Jest jeszcze gorzej niż przedtem. Dziś po parunastu km silnik zaczął pracować jak traktor, był tak głośny i drżał jakby miał się rozlecieć, zero przyspieszenia, pedał w podłodze max 80km/h... i biały dymek za sobą. Doczołgałem się do domu, postawiłem auto, zajrzałem pod spód, a na betonie kałuża świeżego oleju... Na bagnecie olej w normie. Po godzinie odpaliłem go - pracuje normalnie... Po wpakowaniu tylu pieniędzy +wymiana silnika+ chyba nie ma sensu, bo w sumie wyszłoby by niewiele mniej niż to auto jest warte i być może sprzedam go jako uszkodzony. Nadwozie, podwozie, zawieszenie w stanie b.dobrym
Podrawiam